Po raz pierwszy w Anglii pojawiliśmy się w 2013 roku. Mieszkaliśmy wówczas w wiosce Chartham. To 6 km do miasta Canterbury. Aby się tam dostać, mieliśmy trzy opcje:
1) autobus
2) pociąg
3) pieszo
1) autobus
2) pociąg
3) pieszo
Dwie pierwsze możliwości były dość drogie i raczej nieopłacalne. A podróż "na nogach" była spacerem wśród leśnej i polnej otoczki.
Również Canterbury to bardzo ładne, kameralne miasteczko. Chwilami możnaby się poczuć jak w polskiej Ustce.
Oczywiście, pomijając brak morza...
Oczywiście, pomijając brak morza...
Na uwagę zasługuje katedra w Canterbury. Wstęp do środka kosztuje £9. Wówczas nie zdecydowałam się na wejście, teraz żałuję. Jednak katedra nawet z zewnątrz jest jedną z ładniejszych świątyń, którą do tej pory miałam okazję zobaczyć.
Niecałą godzinę jazdy autobusem z Canterbury można dostać się do Margate, by zażyć orzeźwiającej kąpieli w Morzu Północnym. Mimo, że byliśmy w lipcu, woda była na tyle zimna, że skończyło się tylko na krókim moczeniem nóg. Chociaż, byli śmiałkowie, którzy kąpali się w rześnim Morzu Północnym. Samo Margate to bardzo urocze miasteczko.