W sierpniu 2011 roku wybieraliśmy się wraz z grupką znajomych do Madrytu na Światowe Dni Młodzieży. Podczas wycieczki mieliśmy zaplanowany przejazd m.in. przez Barcelonę. Na miesiąc przed wyjazdem podczas rozmowy z moim dobrym znajomym, zdałem sobie sprawę z tego, że w dniu pobytu w Barcelonie rozgrywany będzie mecz superpucharu Hiszpanii, w którym FC Barcelona zagra z Realem Madryt. Podekscytowany zadzwoniłem do mojego brata. Damian obdzwonił naszych znajomych i tak oto po paru dniach bilety na mecz mieliśmy juz zarezerwowane.
Nadszedł dzień meczu, w całej Barcelonie dało się odczuć meczową atmosferę. Na samym początku zdziwiło mnie to, ze kibice przechadzają się po mieście w koszulkach swojej ulubionej drużyny. To, że kibice Barcelony mieli na sobie loga swojego klubu nikogo nie dziwiło - byli u siebie, ale już fani Galacticos wzbudzili moje zainteresowanie. Szybko okazało się ze to co w Polsce byłoby nie do pomyślenia, w Hiszpanii jest czymś całkiem normalnym.
Więc i ja szybko postanowiłem wyeksponować komu kibicuję, ubierając na siebie barwy Realu. Wśród naszej ekipy sympatie były podzielone: Ja i Maciek byliśmy za Los Blancos, zaś Damian, Łukasz, Karolina i Filip wspierali dumę Katalonii.
Widok z trybuny mieliśmy dosyć średni, jak na bilety kosztujące 75 euro. Nie przeszkodziło nam to jednak w euforii. Byliśmy na meczu który ogląda kilkadziesiąt milionów ludzi na całym świecie i prawie 100 tysięcy na stadionie - niesamowite uczucie.
Pierwszy raz kibice Blaugrany oszaleli w 15 minucie, gdy brakmę zdobył Iniesta. Jednak juz 5 minut później wyrównał nie kto inny jak Cristiano Ronaldo. Tuż przed przerwą na 2-1 strzelił Leo Messi i takim wynikiem zakończyła się pierwsza połowa spotkania.
W drugiej połowie Real starał się doprowadzić do remisu. Udało się to dopiero w 82 minucie, gdy po zamieszaniu w polu karnym bramkę zdobył Benzema. Radość królewskich nie trwała jednak zbyt długo. Przed końcem meczu, w 88 minucie, gola na wagę pucharu zdobył Messi. Całe Camp Nou oszalało, 90 tysięcy gardeł skandowało "Barca" na trybunach, wśród nich byli także nasi towarzysze. Ja z Maćkiem, niepocieszeni z wyniku, szybko wyszliśmy ze stadionu. Tym bardziej, że podczas meczu mieliśmy małe spięcie z podpitym kibicem Katalończyków. Gdy emocje opadły, już na chłodno cieszyliśmy się z przeżycia tych chwil.